Portal podróży

Kenia

Już na lotnisku w Mombasie ze wszystkich stron słychać pozdrowienia: jambo, jambo. Z lotniska do miasta jedzie się dosyć długo i po drodze przejeżdżam przez wrota w kształcie wielkich ciosów słoniowych. Brama ta powstała z okazji wizyty królowej Elżbiety II. Udaję się do hotelu, który jest przepięknie położony w Zatoce Kilindiri nad Oceanem Indyjskim. Atrakcja miasta jest jego stara część; wąskie urokliwe uliczki ze śladami kolonialnej przeszłości, imponujący fort z XVI wieku oraz unoszący się w powietrzu zapach kawy i świeżych egzotycznych przypraw. Udaje mi się również zobaczyć piękną i bogatą Świątynię Hinduską boga Shiwy, gdzie samo wejście do tego białego sakralnego zabytku robi niesamowite wrażenie. Przemieszczając się po kolorowych i gwarnych bazarach widzę ludzi, którzy żyją nie tylko w tym mieście. Kafejki i jadłodajnie serwują lokalne przysmaki. Moja wyprawę po Kenii rozpoczynam kierując się na zachód ku granicy z Tanzanią. Mijam Wielki Rów Afrykański, który przecina Kenię z północy na południe i co chwila napotykam na wielka stada antylop, zebr, żyraf i pawianów. Jest to równocześnie znak, ze zbliżam się do obrzeży Parku Narodowego Masai Mara. Wraz z przyległym tanzańskim Parkiem Serengetti – tworzy unikatowy ekosystem i miejsce największej migracji zwierząt, które wędrują tysiącami kilometrów sawanny śladem deszczowych chmur i świeżej bujnej trawy. Zwierzęta te wędrują w grupach złożonych z wielu tysięcy osobników a razem z nimi wędrują tez gazele Thomsona, impale i topi. Zaś tropem tych roślinożerców podążają drapieżniki, tylko nie są to tylko wielkie koty jak: lwy, lamparty czy gepardy ale również te bardziej niebezpieczne, które bez przerwy polują zespołowo czyli hieny i likaony. Trawożercy ponoszą wielkie straty także podczas przeprawiania się przez rzeki Mara i Grumeti. Są one ofiarami kryjących się w wodach potężnych krokodyli nilowych oraz paniki stada na przeprawach. Wiele osobników zwłaszcza młodych pada pod kopytami pobratymców lub tonie w nurcie rzek. Kolejnym miejscem do którego zmierzam jest Narodowy Park Amboseli. Po całym dniu podróżowania gdzie mijałem wsie z małymi domkami, których ściany były sklecone z gałęzi, gliny i trawy a zamiast drzwi są owalne otwory zaś miedzy domkami przemykają się dzieci i kozy. Kiedy całkiem wieczorem docieram wreszcie do celu to z dala wyłania się bielący szczyt Kilimanjaro. Mój nocleg w obozie, którego teren jest ogrodzony drutem pod napięciem daje szansę na w miarę spokojną noc w namiocie. Te zabezpieczenia są konieczne ponieważ właśnie nocą do obozu zbliżają się dzikie zwierzęta. Następnego dnia o brzasku wyruszam w drogę ponieważ zwierzęta o wschodzie słońca, kiedy szukają pożywienia najlepiej dają się podejść. Jednak w tej chwili moja uwagę przyciąga inny widok: bo na szczycie Kilimanjaro pojawia się wielkie słońce i cała sawanna zaczyna się mienić kolorami złota i czerwieni. Okryty wiecznym śniegiem szczyt stanowi niezwykłe tło dla otaczającej go sawanny. W dolinie zaczyna być upalnie i zielono a na szczycie góry mróz i wieczny śnieg. Jest to widok niesamowity, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Jada dalej widzę antylopy gnu, które swoim kształtem ciała, postawą i zachowaniem dają wrażenie bardzo myślących i chyba takie są w rzeczywistości. Doskonale wkomponowują się w krajobraz a małe, które się urodziły w ciągu kilku następnych godzin potrafią już biegać. Żyją one w zgodzie z zebrami i wspólnie przemierzają te ogromne odległości. Nawet nie wiedziałem że właśnie zebry są tak towarzyskie, odważne i ciekawe. Oprócz tych zwierząt wielkiego kalibru w okolicy pobliskiego Jeziora Nakura żyje blisko 2 mln flamingów. Oryginalne ich upierzenie z dodatkami czerwonego koloru powoduje, że w locie wyglądają jak wielkie różowe obłoki. W rezerwacie tym jest również takie miejsce: Hell’s Gate, który bardzo przypomina mi Bryce National Park w USA. W palącym słonecznym upale w pewnej chwili zauważyłem lwa w bezruchu, który starał się chyba przetrwać godziny upału. Jednak lew nagle zerwał się i skoczył do tyłu i zaczął się trząść na całym ciele. Zastanowiło mnie co mogło spowodować panikę króla zwierząt? Okazało się, że przed nim prężyła się i skręcająca długa chyba na metr bardzo gruba jadowita żmija sykliwa. Jej zęby potrafią przegryźć lwią skórę. Nawet słoń nie może się czuć bezpieczny. Nic więc dziwnego, że kiedy zwierze zobaczy ta żmiję to ucieka od niej jak najdalej. W tym wypadku lew się wycofał, a tymczasem nie opodal pojawiło się dużo mniejsze stworzenie ważące zaledwie kilka kilogramów o wysokości 1 metra. To ptak sekrefara. Bez strachu zbliżył się do tej żmii. Na początku ptak zatańczył wokół żmii rodzaj indiańskiego tańca wojennego, unikając przy tym zręcznie jej ataków poprzez podskakiwanie w górę próbując trafić łapami w głowę gada. Swoich imponujących skrzydeł używał do zachowania równowagi lub może i tarczy ochronnej. Ptak ten nie jest odporny na jad żmii. Nie potrafi uśmiercić swojej ofiary na sposób orli polegający na oddzieleniu ostrymi szponami głowy gada od reszty ciała. Ten ptak musi dosłownie zadeptać swój przyszły posiłek na śmierć. Po około pół godzinie uczta była już zakończona bo żmija została w całości połknięta. Teraz trzeba odlecieć i tutaj pojawia się pewien problem bo kiedy zaczyna się rozpędzać trzepocząc skrzydłami to dopiero po około100 metrach odrywa się od ziemi. Zauważyłem że najlepszą bronią tego ptaka są potężne nogi. Po chwili stado koczkodanów, które pozornie sprawiało wrażenie beztroskie nagle znalazło się na pobliskiej akacji. Widocznie język jakim się porozumiewają te osobniki musi być bardzo precyzyjny i ostrzeżenie za każdym razem musi brzmieć jasno a rodzaj niebezpieczeństwa nie może budzić wątpliwości. W czasie tej wędrówki poznawałem a właściwie podpatrywałem życie dzikich zwierząt w ich domu i jest to o tyle ważne, że zachowanie ich jest tak naturalne bo ukazuje zarazem swoje piękno. Kolejny etap do stolica: Nairobi. Mam przed sobą prawie 200 kilometrów. Kiedy dotarłem do tego miasta to zauważyłem od razu że jest ono najbardziej zurbanizowane gdzie jest dużo wieżowców i alej pełnych kwiatów i bujnej zieleni. Będąc w tym mieście pomyślałem o rdzennych ludziach, którzy żyją w tym rejonie świata; o Masajach, pasterzach żyjących jak przed dziesiątkami lat w tak samo ciężkich i prymitywnych warunkach. Są ubrani w tradycyjne kolorowe szaty, obwieszeni metalowymi ozdobami i stanowią bardzo malowniczy element folkloru. Nairobi to wielkie miasto ze swoista mieszanką tradycji i nowoczesności, gdzie życie toczy się swoim własnym tokiem. Kolejnym etapem podróży po Kenii jest wyjazd do Narodowego Parku Tsavo. Jest to rezerwat słoni, które tarzając się w błocie potem prażące słońce pozostawia na ich ciele czerwony osad, stąd nazwa: czerwonych słoni. W miarę zbliżania się do wybrzeża roślinność się zmienia. Kiedy dojeżdżam do Malindi poczułem całkiem inne powietrze – było wilgotne.

          Centrum Konferencyjne Kenyatta w Nairobi

Tutaj postanowiłem odpocząć przez parę dni zwłaszcza ż kilometrami ciągną się plaże opasane wstęgami miękkiego i wyblakłego pisku. W ciepłych wodach oceanu nabieram sił i zarazem odpoczywam po trudach podróży bezdrożnej Kenii. Podczas pobytu w Kenii na gości czekają bardzo liczne atrakcje. W Diani Beach dyskoteki Bush Baby i Nomad Beach Bar serwują egzotykę afrykańską natomiast w Mombasie we Floryda Night Club i Bora-Bora uciechy portowe. Panienki w luksusowym i egzotycznym Southern Palm Hotels są nieoficjalnie wliczone w cenę!!! W tym afrykańskim kraju bardzo spodobało mi się podejście do turysty ponieważ nie ma pruderii a wszystko jest zarazem proste i nieskomplikowane. Obserwując życie dzikich zwierząt w ich naturalnych warunkach doszedłem do wniosku, że drapieżniki nigdy nie zabijają na zapas.





















Copyright © 2007-2019 Zygmunt