Portal podróży

Meksyk

Moja wyprawa do Meksyku była w szczególności nastawiona na poznanie historii narodu. Rozpocząłem od stolicy do której przyleciałem samolotem. Miasto Meksyk, nazywane przez mieszkańców Mexico, znajduje się w dolinie, będącej dnem osuszonego jeziora. Założone przez Azteków jest jednym z najwyżej położonych miast na świecie; prawie 2400 metrów n.p.m. To ogromna metropolia, mieszka w niej ponad 20 milionów ludzi, choć tak naprawdę nikt nie wie ilu ich jest. Niektórzy twierdzą, że 30 milionów. Nikt nie jest w stanie policzyć mieszkańców slumsów, które otaczają miasto i są nazywane zaginionymi miastami. Przy centralnym placu Zocalo znajduje się Pałac Narodowy - siedziba prezydenta kraju. Pałac bez problemu można zwiedzać, trzeba tylko zostawić przy wejściu jakiś dokument. W latach trzydziestych Diego Rivera ozdobił pałac prezydencki freskami, przedstawiającymi historię Meksyku. Pokazują one zwyczaje Indian - pierwotnych mieszkańców tego kraju, hiszpańską kolonizację, walkę o niepodległość. Natomiast Cortez, który zdobył Meksyk, ukazany jest jako krzywonogi, wymęczony chorobami i alkoholem pokraka. Przy Zocalo znajduje się też budowana przez 300 lat; Catedral Metorpolitana z przepięknym barokowym Ołtarzem Królów. Jest największym kościołem Ameryki Łacińskiej. [Rozmiar: 41440 bajtów] Wnętrze świątyni wypełniają pajęczyny rusztowań, chroniących ją przed zawaleniem, ponieważ miasto Meksyk z powodu lokalizacji na osuszonym jeziorze stale osiada. Obok katedry znajdują się ruiny Templo Mayor - pozostałości po starożytnym mieście, na którego miejscu pobudowano dzisiejszą stolicę. Następnie wybrałem się na spacer po Paseo de la Reforma. Jest to bardzo nowoczesna część miasta z drogimi hotelami, bankami itp. Ulica ta prowadzi aż do Bosque de Capultepec. Z Paseo de la Reforma pojechałem metrem ( 0.15 USD za wejście na stację, potem można już do woli się przesiadać) do Basilica de Guadalupe. Jest to sanktuarium poświęcone Matce Bożej, która ukazała się w tym miejscu Indianinowi w XV w. Bardzo piękne miejsce, zwłaszcza ogrody na wzgórzu a wejście po schodach za starą bazyliką. Wracając po drodze zobaczyłem Pomnik Rewolucji, Pomnik Kolumba i Pomnik Zwycięstwa, zwany potocznie El Angel czyli aniołkiem chociaż w rzeczywistości jest to raczej anielica. Ogromną atrakcją stolicy meksyku jest Plaza Garibaldi. Przez całą noc grają tu dziesiątki mariachi, czyli ulicznych grajków, a za kilka peset można zamówić sobie odegranie ulubionej melodii. Choć jednocześnie w wielu miejscach placu rozbrzmiewa różna muzyka, nikomu to nie przeszkadza. Uliczni sprzedawcy rozlewają do plastykowych kubków wyciągniętą zza pazuchy tequilę czyli meksykańską wódkę. Inni oferują kapelusze i wyroby miejscowego rękodzieła. Gdzieś około 4-tej nad ranem robi się tu niebezpiecznie i wtenczas do hotelu najlepiej wrócić taksówką. Większość z dziesiątek tysięcy meksykańskich taksówek to poczciwe volkswageny garbusy. Fotel obok kierowcy jest usunięty. Mieszczą się tu dwie osoby, ale gdy potrzeba kierowca dostawia z przodu metalowy stołeczek. Szaleńcza jazda po ulicach stolicy bo przecież nikt tu nie jeździ spokojnie - na takim siedzisku jest atrakcją samą w sobie.

[Rozmiar: 95631 bajtów]

Choć taksówki mają taksometry, to najlepiej umówić się z góry, ile wyniesie zapłata. W poznaniu historii i kultury Meksyku bardzo pomaga zwiedzenie Narodowego Muzeum. By zobaczyć miasto z góry wjechałem na 43 piętro Torre Latinoamericana. Miałem szczęście bo nie było zamglenia ani większego smogu. Ciekawostką jest to, że tylko jedynie przy głównej ulicy wzniesiono wysokie biurowce, stąd kiedy poruszałem się w pozostałych częściach stolicy odniosłem wrażenie, jakbym był się na obrzeżach miasta. Niską zabudowę wymuszają w tym regionie częste trzęsienia ziemi. Jednym z najciekawszych, a zarazem najbardziej tajemniczych miejsc w Meksyku jest Teotihuacan leżące na centralnym płaskowyżu kraju w odległości 50 km od stolicy kraju. Miasto to stworzyła kultura zwana Teotihuacan. Dla tych, którzy fascynują się nie rozwiązanymi zagadkami, z pewnością wędrówka po tym ogromnym kiedyś, a dziś zupełnie cichym i pustym mieście będzie niezwykłym przeżyciem. W Teotihuacan, którego nazwa w języku Azteków oznacza miejsce gdzie ludzie stają się bogami albo według innego tłumaczenia miejsce, gdzie rodzą się bogowie. czułem się trochę jak w peruwiańskich Machu Picchu. [Rozmiar: 44705 bajtów] Tak naprawdę do dzisiaj nie wiadomo kto zamieszkiwał miasto i dlaczego w pewnym momencie je opuścił. Pojawiały się nawet teorie, że cywilizację tę stworzyły istoty poza ziemskie i dlatego wędrówka pośród piramid i świątyń wydała mi się ciekawsza. Jest pewne, że Teotihuacan było stolicą potężnego imperium, które wywarło duży wpływ na Azteków, Zapoteków i inne kultury. Zbudowano je w dobrze nawodnionej równinnej dolinie, po północnej stronie Doliny Meksyku. Dobrze wiedziano, że w pobliżu znajdują się nigdy nie wysychające źródła, które wraz z mniej pewnymi rzekami dawały możliwość stałego nawadniania pól uprawnych. Prawdopodobnie wybudowano sieć kanałów, ale do dziś nie zachowały się ich ślady. Teren odkrytego przez archeologów miasta wynosi obecnie ok. 20 km2. Ocenia się, że zbudowano go według jednolitego planu obejmującego całość gigantycznej inwestycji. Aż trudno uwierzyć, ale naukowcy twierdzą, że w mieście zamieszkiwało ok. 200 tys. osób. Zajmowali oni parterowe kompleksy pomieszczeń w kształcie kwadratu o boku 50-60 m otoczone murem. Bogatsi swoje domostwa swoje umiejscawiali bliżej głównego traktu, nazwanego później przez Hiszpanów Drogą Umarłych. Ściany wewnętrzne tych apartamentów ozdabiane były kolorowymi obrazami przedstawiającymi zazwyczaj mitologiczne sceny i postaci. Z dala od centrum swoje skromne domki i warsztaty mieli liczni rzemieślnicy i drobni kupcy. Odkryto setki maleńkich warsztatów obrabiających najbardziej chyba popularny meksykański kamień - obsydian. Wytwarzano z niego przede wszystkim narzędzia tnące, ale także biżuterię. Również dzisiaj obsydian jest najpopularniejszą pamiątką z Meksyku. W Teotihuacan aż roi się od natarczywych sprzedawców proponujących obsydianowe figurki. Współcześni naukowcy zastanawiają się, dzięki jakiej bazie ekonomicznej postało tak potężne miasto i jak udało mu się ugruntować swoją wszechobecną dominację. Dolina, choćby stale nawadniana, nie była w stanie wyżywić tak wielkiej rzeszy mieszkańców. Podejrzewa się, że rolnictwo bazowało na tzw. chinampas - prostokątnych płachetkach gruntu powstałych na poprzecinanych sztucznymi kanałami podmokłych gruntach wokół jeziora, nawożonych wodną roślinnością i mułem. Chinampas były niezwykle żyzne i zapewniały mieszkańcom codzienne pożywienie. A ich dieta? Nawet według dzisiejszych norm była bardzo urozmaicona. Spożywano dużo dziczyzny, drobiu, ryb, warzyw i owoców. Wielką rolę odgrywał w Teotihuacan handel z pozostałymi obszarami Mezoameryki. Ogromne zyski przynosiły również wyroby z obsydianu - noże, siekierki, groty, które kupowali mieszkańcy innych rejonów. Odnalezione podczas wykopalisk igły i szpikulce świadczą o tym, że mieszkańcy zajmowali się także tkactwem i wikliniarstwem. Ich wysokiej jakości i bardzo piękne wyroby garncarskie znajdowano także w odległych rejonach kraju, co świadczy o dobrze prosperującym handlu. Niezwykle ciekawa jest galeria bóstw czczonych w mieście. Są wśród nich Tlaloc - bóg deszczu, Chalchiuhtlicue - bogini wody i małżonka Tlaloca, Mictlantecuhtli - pan świata podziemnego, Quetzalcoatl - Pierzasty Wąż i cała armia innych bóstw stanowiących część państwowego kultu Teotihuacan. Jak podkreślają naukowcy, w mieście tym mamy do czynienia z pierwszą pełną kulturą Mezoameryki. W Teotihuacan najbardziej imponującą budowlą, widoczną z odległości wielu kilometrów, jest gigantyczna Piramida Słońca która ma 63 m. wysokości i 365 stopni. Wzniesienie jej wymagało pracy około 3 tys. ludzi przez 30 lat. Symbolizowała ona prawdopodobnie środek świata, naroża - jego cztery strony, wierzchołek - centrum życia. Boki kwadratowej podstawy mają po 225 m, czyli zbliżone są do wymiarów Piramidy Cheopsa w Gizie. Natomiast wysokość Piramidy Słońca jest więc przeszło dwukrotnie niższa od egipskiej. Piramida powstała prawdopodobnie w I w n.e., a na jej budowę zużyto 2,5 mln suszonych na słońcu cegieł. Wspinaczka na nią może nas szybko zmęczyć ponieważ miasto leży na wysokości 2300 m n.p.m. i każdy wysiłek daje się we znaki. Na wierzchołek wejdzie niemal każdy bez względu na wiek czy kondycję. Tylko osoby z wyjątkowo silnym lękiem wysokości mogą czuć się niepewnie. Pod piramidą odkryto 100-metrową jaskinię - sanktuarium. Dawni Meksykanie uważali, że właśnie stamtąd wyszły kiedyś Słońce i Księżyc, a także przodkowie ludzkiej rasy. Druga piramida to Piramida Księżyca o wysokości 43 m i 112 stopniach, powstała w drugim stuleciu naszej ery. Jej boki u podstawy mierzą 145 m. Co ciekawe, trudniej wejść na niższą Piramidę Księżycu - rzecz prawdopodobnie w ułożeniu stopni ale za to są niemal dwukrotnie wyższe. Te dwie piramidy łączy aleja, nazwana przez Hiszpanów Drogą Śmierci lub Aleją Zmarłych, ponieważ sądzili oni, że kryje groby zmarłych. a stojące przy niej budowle uważali za grobowce królów. W rzeczywistości były prawdopodobnie spichlerzami. Przypominają trochę nie skończone piramidy - jakby ktoś nagle, w połowie wysokości, zrezygnował z budowy. Hiszpanie sądzili, iż kryje ona groby zmarłych. W rzeczywistości mieszkańcy grzebali swych zmarłych pod domostwami. Aleja miała ponoć symbolizować jedność ziemi i nieba, łącząc niebiańską strefę, w której znajdują się piramidy, ze strefą ziemską, gdzie w okolicach Cytadeli żyli mieszkańcy miasta. Wzdłuż Alei Zmarłych ustawione są niewielkie platformy, a najokazalszą budowlą jest właśnie wspomniana Cytadela z rozległym dziedzińcem o długości 640 m. Tu znajduje się też jedna z najbardziej oryginalnych budowli Teotihuacan - Świątynia Quetzalcoatla, w formie sześciostopniowej piramidy. Na jej bocznych powierzchniach widać 265 wyrzeźbionych głów - na przemian Ognistego Węża, nosiciela Słońca podczas jego codziennej wędrówki oraz Pierzastego Węża, symbolizującego jedność nieba i ziemi. Są tu jeszcze 23 inne świątynie i pałace. Miasto to przeżywało okres swojej świetności między 200 a 650 rokiem zwanym Złotym Wiekiem, i liczyło wtedy około 30 tysięcy mieszkańców. Rządzone przez kapłanów państwo stało się religijnym, ekonomicznym a w końcu także militarnym supermocarstwem. Szczyt jego świetności przeminął przed 700 r. Jednak tak jak początki Teotihuacan tak i jego upadek okryty jest tajemnicą. Jedna z hipotez mówi, że pod koniec VI w. handel z pozostałą Mezoameryką załamał się, zabrakło potrzebnych do produkcji eksportowanych wyrobów. Inne hipotezy mówią o epidemii lub wielkiej rebelii lub może z powodu gigantycznego pożaru, który je zniszczył. Dziś można oglądać mniej więcej jedną dziesiątą dawnego miasta. Przypuszcza się też, że do upadku przyczyniła się degradacja środowiska na skutek masowego wycinania lasów na meksykańskich wyżynach. Około 700r. miasto padło łupem najeźdźców z północy, którzy przez następne 200 lat zamieszkiwali w jego murach. Tajemnicą pozostają ich wierzenia, obrzędy, codzienne życie, a przede wszystkim umiejętności architektoniczne, które pozwoliły wznieść tak imponujące budowle. Wiedza o nich zaginęła ponad tysiąc lat temu - Aztekowie, którzy odkryli opuszczony Teotihuacan ok. XV w., uważali, że zbudowali go mityczni giganci. Trudno się temu dziwić, bo nawet dziś wzbudza respekt. Po upadku Teotihuacan, między rokiem 700 a 900 na pustynnym płaskowyżu w stanie Morelos, 35 km na południowy wschód od Cuernavaca, rozwinęło się miasto - państwo Xochicalco – co w języku Azteków oznaczało Miejsce Domu Kwiatów. Istniało ponad 1000-lat bo jego początki sięgają 200 r. p.n.e.. Oprócz Azteków pozostawili tu swój ślad Toltekowie, Olmekowie, Zapotekowie, Mistekowie. Główny obiekt to Świątynia Quetzalcoatla - najwyższego wodza zwanego Pierzastym Wężem zwanego przez Majów Kukulcan, który stał się później najsłynniejszym bogiem Meksykan. [Rozmiar: 30697 bajtów] Pierwsi wyrzeźbili go Olmekowie. Pierzasty wąż stanowił połączenie ptaka quetzal z grzechotnikiem. Na świątyni upamiętniono również maskami głównego boga deszczu i gromu Tlaloca, Odkopana została w 1777 r. - wysoka na kilkanaście metrów, ozdobiona płaskorzeźbami w stylu Majów. Najważniejszy jest oczywiście sam Pierzasty Wąż, który - prócz tego że się wije - potrafi latać. Płaskorzeźba ta ciągnie się kilkadziesiąt metrów wokół podstawy piramidy. Można się w nią wpatrywać godzinami, chłonąć całą kompozycję. Ponoć piramida powstała dla uwiecznienia zjazdu astronomów z całej Ameryki Środkowej. Według innej teorii astronomowie spotykali się tu na przełomie każdego 52-letniego okresu Okrągłego Kalendarza Majów, liczonego w skomplikowany sposób i uwzględniającego m.in. pięć pechowych dni. Kwestie kosmiczne i wyliczenia matematyczno - astronomiczne to czuły punkt Meksykanów. W piętrowych wyliczeniach np. po przemnożeniu podstawy jakieś piramidy przez jej wysokość i po podzieleniu przez odległość do najbliższej restauracji wychodziła liczba dni w roku bądź odległość dzieląca Ziemię od Księżyca. I co można na to powiedzieć? Jak mawiają meksykanie: Każdy jest panem własnego sumienia i niewolnikiem własnych słów. Kiedy przybyłem do Veracruz, nadmorskiego miasta o prostej, kolonialnej architekturze ok.400 tyś. poczułem całkiem inny klimat i to nie tylko w dosłownym tego słowa znaczeniu ale i w tym jej mieszkańców bo jest przecież meksykańską stolicą karnawału. Jak każdy port ma też za sobą burzliwą historię bo to tutaj w 1519 r. wylądował ze swoim wojskiem hiszpański konkwistador Herman Cortez, oraz pirat i żeglarz Francis Drake.
Miejsce idealne dla wielbicieli latynoskiej muzyki, fanów salsy i samby - na każdym rogu czyhają na turystów grupy mariachis (gitarzyści i marimbiści). Główną areną ich popisów jest plac Zocalo. Życie miasta skupia się wokół Plaza de Armas z XVII wiecznym Palacio Municipal oraz Katedrą i olbrzymią ilością kafejek. Do późnych godzin nocnych można właśnie tu podziwiać tańce zespołów przygotowujących się przy meksykańskich rytmach do karnawału. W niedalekim sąsiedztwie w paśmie niskim gór Sierra Madre Oriental na wysokości 1400 m, leży Jalapa i można tu odetchnąć od upału na wybrzeżu. Znaczną część z 400 tyś. mieszkańców Jalapy stanowią studenci Uniwersytetu Stanu Veracruz. Charakter miastu nadają liczne kafejki, nocne kluby, galerie i teatry. Jalapa to schody, wzniesienia i panoramiczne tarasy z widokami na okoliczne wzgórza. Można tu uprawiać rafting albo odwiedzić malownicze wioski znane z plantacji kwiatów, tytoniu i kawy. Przede wszystkim jednak warto odwiedzić Muzeum Antropologii, jedno z najlepszych w Meksyku. Znajduje się w nim 2500 obiektów związanych z kulturą Olmeków, którzy zasłynęli m.in. jako twórcy ogromnych bazaltowych głów a najwyższa ma prawie 3 m, liczących sobie po 3 tyś. lat. Przyozdobione w hełmy głowy łączą cechy człowieka i jaguara. Villahermosa To miasto w stanie Tabasco, które słynie z Parku La Venta, gdzie można obejrzeć również ogromne bazaltowe głowy olmeckie. Jest tam także ZOO i kila innych parków. Po za tym nie ma nic ciekawego. Olmekowie - to pierwsza ważna kultura Meksyku, która rozwinęła się na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej ok. 1200 r. p.n.e. Na początku pierwszego tysiąclecia n.e. cywilizacja Olmeków zaczęła upadać Dziś niezapomniane wrażenie wywierają pozostałości tej preklasycznej kultury zebrane w La Venta, w postaci m.in. olbrzymich rzeźbionych głów wykonanych z bloków bazaltowych, ważących 20 ton. Miasto to przyjąłem jako bazę wypadową do Catemaco gdzie miałem spotkanie z szamanem które było dla mnie pewnego rodzaju mistycznym przeżyciem. Po wyjściu od szamana poszedłem do przystani gdzie wynająłem łódź z przewodnikiem i odpłynąłem na lagunę oglądając po drodze wyspy na których żyją małpy. Będąc na tej wyspie wstąpiłem do Parku Ekologicznego i spróbowałem kosmetyki błotnej. Kolejnym etapem była podróż autobusem do miejscowości Sihuapan, gdzie z kolei przesiadłem się na inny autobus do Salto Eyipantla. Tam ujrzałem przepiękny wodospad o wysokości 50 m i szerokości 40m Potem pojechałem następnym autobusem do San Andres Tuxtla. Teraz już tylko pozostało przejść do Laguny Encantada gdzie było jezioro w kraterze wulkanu. Droga jest męcząca i dosyć niebezpieczna, za to bardzo malownicza; taki prawdziwy Meksyk. Wiedzie bowiem przez bardzo biedną część miasteczka i idzie się cały czas pod górę po błotnistej drodze. Po przenocowaniu rano wróciłem po 6 godzinnej jeździe autobusem do Villahermosa.

[Rozmiar: 153316 bajtów]


Następnym etapem wędrówki było miasto Merida po drugiej stronie Półwyspu Jukatan, niedaleko Zatoki Meksykańskiej. Dotarłem tam najtańszym autobusem bez klimatyzacji, wypełnionym po brzegi Meksykanami. Droga wiodła cały czas przez wycinkę w dżungli. W miejscowościach przystankowych wsiadali sprzedawcy pożywienia, które czasami wydawało dość intensywną i niekoniecznie przyjemną won. Merida to białe miasto - nazwa powstała ze względu na wszechobecny wapien i białą farbę. Jest to ponad pól milionowe miasto powstałe w 1540 roku. Całe życie miasta skupia się na Plaza Mayor. Wznosi się tam wielka katedra zbudowana z kamieni pochodzących ze zburzonych świątyń Majów. Wieczorem na Plaza Mayor odbywają się pokazy tradycyjnych tańców indiańskich. Plac jest miejscem spotkań El Mariaci. Stoją oni w grupkach kilku osobowych ubrani w białe koszule prezentując swój kunszt gry na gitarze. Polecam hotelu Posada Chac Mool w którym się zatrzymałem. Merida była punktem wypadowym moich dwóch wycieczek. Pierwsza z nich do ruin miasta Uxmal co w języku Majów oznacza Trzykrotnie budowane będących przykładem stylu Puuc odznaczającego się świetnymi proporcjami. Duża część budowli jest od restaurowana, w tym Pałac Gubernatora o fasadzie długości prawie 100 metrów i Piramida Wróżbity jest 35 metrową najwyższą i najbardziej niezwykłą budowlą w Uxmal, o nietypowej owalnej podstawie. Jej budowę rozpoczęto w VI wieku i kontynuowano przez czterysta lat. Powierzchnia piramidy była prawdopodobnie pomalowana na czerwono, lecz tynki i farba uległy erozji, odsłaniając ukryty pod nimi wapień. Przy stromych schodach zamocowano łańcuch, ułatwiający turystom wchodzenie, a zwłaszcza schodzenie ze szczytu piramidy. Celem drugiego wypadu była Zatoka Meksykańska. Odwiedziłem miejscowość Celestyn a wynajętą tam łodzią popłynąłem obserwować stada flamingów. Chyba najbardziej znanym kompleksem jest Chichen Itza, położony na Jukatanie. Chichen Itza poraża rozmiarami - do zwiedzania mamy obszar co najmniej pół kilometra na kilometr. Chichen Itza czyli „Otwór Studni Mieszkańców Itza, to jedno z najbardziej znanych i najlepiej zachowane i odrestaurowane miasto Majów leży w pobliżu modnego Cancun. Robi ono niesamowite wrażenie ogromem i rozmachem budowli. Bajeczny El Castillo (Zamek) i Platforma Wenus to wybitne dzieła architektury Majów. Wewnątrz El Castillo mieści się kolejna piramida, na szczycie której znajduje się posążek boga Chac Mool. Tu najsilniej daje się odczuć uciążliwości związane ze zwiedzaniem piramid - nieznośny upał, doskwierającą wilgoć, Jest więc oblegane przez turystów. Tłum, niestety, odbiera wiele przyjemności z oglądania.

[Rozmiar: 31457 bajtów]


Z daleka piramidy wyglądają, jakby obsiadły je mrówki. Najwięcej ludzi zjawia się w dniach zrównania dnia z nocą, kiedy można obserwować cienie rzucane przez kamienne krawędzie piramid i ma się wówczas wrażenie, że po schodach piramidy pełzną węże. Wystarczy jednak przymknąć oczy, by wyobrazić sobie, jak tu było przed wiekami: olbrzymia odkryta Święta Studnia o średnicy kilkunastu metrów (wygląda jak staw) pochłania ofiary z ludzi składane Bogowi Deszczu. [Rozmiar: 28410 bajtów] Największe w Meksyku, długie na ponad 150 metrów boisko do peloty wypełniają gracze, a astronomowie w obserwatorium pilnują kalendarza, by nie przeoczyć żadnego święta...Piramida Kukulcana, czyli opierzonego węża, to przykład, jak architektura Majów powiązana była z astronomią. Piramida jest tak ustawiona, że 21 czerwca, gdy światło dzienne pada najdłużej, po południu oświetlone są dwie ściany (północna i wschodnia), a dwie pozostałe pozostają w cieniu. Identyczne zjawisko, ale dotyczące przeciwległych ścian, występuje 21 grudnia, kiedy dzień jest najkrótszy. Schody zachodnie liczą 92 stopnie, pozostałe 91, czyli w sumie 365 -tyle ile jest dni w roku. Gdy 21 marca następuje wiosenne zrównanie dnia z nocą, wraz ze zmianą kąta padania promieni słonecznych powstaje wrażenie, że po piramidzie pełznie wąż. Piramida El Castillo góruje nad całym miastem - poświęcona bogowi Majów Qetzalcoatlowi (wężowi). 18 tarasów piramidy symbolizuje 18-o miesięczny rok Majów. W znajdującym się Obserwatorium astronomicznym przepowiadano fazy księżyca oraz wyliczano rok, a nawet orbitę Marsa. Szczeliny w ścianach odpowiadają położeniu niektórych ciał niebieskich w najważniejszych dniach kalendarza Majów. Ruszam przez bogato zalesione góry do Palenque. We znaki dają się setki zakrętów, serpentyn i topas, czyli progów spowalniających prędkość na drodze. Ludzie w wioskach tworzą sami te progi, aby chronić dzieci i zwierzęta. Oficjalnie jest to zabronione, ale nikt nie egzekwuje zakazu i w ten sposób w najgęstszym odcinku na 100 km jest ponad 200 topas (!). Zjeżdżam coraz niżej w głąb tropikalnej dżungli. Kilkadziesiąt kilometrów przed Palenque zbaczam, by zobaczyć kaskady Agua Azul, przepiękne progi wodne wśród soczystej zieleni. [Rozmiar: 30704 bajtów] Obejrzałem piękny wodospad, i wszedłem za strumień spadającej wody. Później kąpałem się w orzeźwiającej wodzie. Kąpiel urozmaicał piękny widok kaskad wodnych i otaczającej przyrody. Wodna mgiełka unosi się cały czas w dusznym powietrzu. Kiedy tak idę w górę ścieżką od jednego piętra kaskad do drugiego pot leje się bez przerwy. Ludzi mnóstwo, wielu kąpie się w spokojniejszym zakolu rzeki. Do Palenque dojeżdżam około południa. Wilgotność przekracza tu 80%. Wielkie budowle w tropikalnej scenerii tworzą rewelacyjny efekt. Palenque co po hiszpańsku znaczy palisada, w stanie Chiapas kojarzy się z kryjówką - wzniesiono je wśród drzew lasu równikowego. Przepięknie położone w dżungli ruiny starożytnego miasta Majów a kolejne epoki rosły jedna na drugiej. Rozkwit swój przeżywało w VII/VIII w. n.e. Po swoim upadku w X wieku padło łupem lasu - budowle zarosły drzewami aż do czasu kiedy w XVIII w. znów dotarli tu ludzie. Wiele obiektów nadal kryją drzewa i jedynie główny kompleks rozpościera się na wielkiej polanie. Wszystkie budowle Palenque położone są w bujnym tropikalnym lesie. Stosunkowo niewielka, kilkumetrowa Świątynia Słońca jakby siedzi na szczycie wcześniejszej 4-ro stopniowej piramidy. Podobnie znacznie większa Świątynia Inskrypcji - nazwana tak od setek hieroglifów - została ulokowana na starszej piramidzie, ponieważ budowanie na fundamentach przodków to częsty przypadek w historii Meksyku: nazwa jednego z większych kompleksów piramid na półwyspie Jukatan.


Obie świątynie wieńczą „grzebienie" - kamienne bloki ozdobione płaskorzeźbami. Piramidy straciły jednak swój kolor - Świątynia Inskrypcji w czasach Majów prawdopodobnie była jaskrawo – czerwona. Dominujący w centrum miasta Królewski Pałac z 4-ro kondygnacyjną wieżą, zajmowała rodzina królewska i jej najbliższe otoczenie. Pośrodku kompleksu za- chowała się owalna tablica pokazująca ważny moment z dziejów Palenque - Pakala otrzymuje insygnia władzy od swojej matki. Tam też znajduje się najciekawszy obiekt tej Świątyni: grób króla Pakala, który obecnie nie jest udostępniony turystom, ale jego rekonstrukcję można podziwiać w Narodowym Muzeum Antropologicznym w mieście Meksyku. W pałacu tym są piękne malowidła ukazujące Majów w modlitewnej kontemplacji. Inne obiekty to przede wszystkim Grupa Krzyży i Krzyża Zdobionego Listowiem - wszystkie świątynie posiadają bogate rzeźby, przedstawiające władców Palenque. Obie świątynie wieńczą „grzebienie" - kamienne bloki ozdobione płaskorzeźbami. Jak się dowiedziałem na miejscu to w lalach 70. do Palenque ruszyli więc zwolennicy pozaziemskiego pochodzenia ludzkości. Na wszelki wypadek płytę; zabezpieczono potrójną kratą i tylko tak można ją dziś oglądać. Charakter tego miejsca trudno oddać słowami. bo pierwsza wizyta w Palenque pozostawia niewymowne wrażenie. Jeśli ktoś pobył jakiś czas wśród tych budowli to staną się one jego obsesją. W Palenque są zarówno zrekonstruowane budynki jak również częściowo odkopane przez archeologów ruiny. Te ostatnie świetnie pokazują jak dżungla wchłonęła piękne miasto Majów oraz jak długotrwały będzie proces eksploracji obszaru 15 km2, na którym znajdują się jeszcze nie odkryte budowle starożytnej cywilizacji. Południowy stan Oaxaca terytorium suchego, pół-pustynny obszaru porośniętego kaktusami i agawami, z których powstaje meskal kuzyn teąuili.

[Rozmiar: 156434 bajtów]

Sklepienie w Kościele

Mieszka tu kilkaset tysięcy Indian - spadkobierców prehiszpańskich kultur Zapoteków i Mixteków. Spotkam ich w stolicy stanu, tętniącym życiem mieście Oaxaca, na targu, na którym sprzedają swój przysmak - chapulines czyli prażone świerszcze polne z dodatkiem chili i soku z limonki. Oaxaca zachowała kolonialny koloryt, jej sercem jest wysadzany drzewami plac Zocalo. W podcieniach wokół liczne kafejki i restauracje, od północy wyrasta potężna bryła Katedra (1553 r.) przy Skwerze Alameda de Leon i Plaza de Armas. Wewnątrz Katedry najważniejszym zabytkiem jest ołtarz z brązu wykonany we Włoszech. Na placu roi się od indiańskich sprzedawców i turystów. Warto wybrać się do barokowego kościoła zakonu dominikanów zamienionego w Muzeum Kultur. Największe wrażenie robią skarby ze złota i szlachetnych kamieni odnalezione w grobowcu króla Mixteków. Guelaguetza, folklorystyczny festiwal tańca, który odbywa się w ostatnie dwa poniedziałki lipca, to świetna okazja, by przyjrzeć się barwnym strojom i rytualnym tańcom Indian z siedmiu regionów stanu Oaxaca. Kulminacyjnym jego punktem jest zapotecki „taniec z piórami". W pobliżu miasta Oxaca, znajduje się jeden z najbardziej niezwykłych zespołów budowli przedkolumbijskich. Olmekowie wyrównali tu szczyt góry i na platformie o wymiarach 950-450 metrów zbudowali miasto-świątynię Monte Alban. Do dziś nie wiadomo, jak udało im się tego dokonać, budowa trwała całe pokolenia. Po Olmekach przyszli tu Zapotekowie (aż do 1125 r.), którzy na miejscu starych budowli wznieśli nowe.

[Rozmiar: 72153 bajtów]

Z kolei w Yagul - ruiny miasta Zapoteków z VIII wieku znajduje się tu duża kamienna platforma Patio 4 otoczona szczątkami świątyń, drugie co do wielkości w Ameryce Środkowej boisko futbolowe oraz Pałac Sześciu Patio. Wznosi się nad nimi forteca i zarośnięte ruiny. Niezwykła cisza, otwarta przestrzeń z kaktusami gigantami i górski krajobraz w oddali sprawiają, że spacer do ruin to niezapomniane przeżycie. Kolejne miejsce to Mitla - ruiny religijnego centrum Zapoteków z XIII wieku gdzie składano tu bogom ofiary z jeńców - odurzonym silnymi narkotykami wyrywano serca: ten najcenniejszy dar miał zapobiegać klęskom głodu, suszy, chorobom, zjednać przychylność bóstw. Ofiary czyniono też przy ważnych okazjach, jak ukończenie nowej świątyni, narodziny następcy, wojna. Czerwonawe budynki zdobione kamiennymi fryzami składają się z dwóch otoczonych pomieszczeniami patio, mieszkali tu najwyżsi kapłani, arystokracja i król. Słynne Patio z Mozaikami to rzadki przykład geometrycznych dekoracji wykonanych w kamieniu, na nich zapotecka kosmologia: słonce, ziemia i bóg Quetzalcoatl w postaci upierzonego węża. Są tu również komory nagrobne. Zwiedzanie San Cristobal de Las Casas rozpoczynam od Plaza 31 de Marzo z katedrą z XVI wieku. Wnętrze katedry kryje bogaty, złocony ołtarz. Fasada katedry jest pomalowana na bardzo jaskrawe kolory. Zwiedzanie Muzeum Kawy, w którym można zapoznać się z historią kawy oraz jej upraw w stanie Chiapas (wejście za darmo). Następnie udaję się do kościoła oraz dawnego klasztoru św. Dominika. Charakterystyczna dla kościoła jest bogata, barokowa fasada z dwugłowym orłem - symbolem Habsburgów. Wokół kościoła znajduje się bardzo ciekawy targ, na którym Indianki z okolicznych miejscowości sprzedają swoje rękodzieło. Wąskie, wyłożone kamieniem uliczki tworzą labirynt pnący się do góry bądź stromo opadający w dół San Cristobal to wyjątkowe połączenie indiańskiej energii i duchowości z nowoczesnością i entuzjazmem licznych młodych podróżników (to na nich czeka wiele świetnych nocnych klubów z koncertami na żywo). W tłumie mestizo (większość mieszkańców Meksyku ma mieszany indiańsko - hiszpański rodowód) i białych globtroterów najbardziej wyróżniają się Indianie. Noszą ręcznie tkane stroje, wyszywane bluzy, tuniki w kolorowe pasy albo w zagadkowe symbole Majów. Na rynku wokół byłego zakonu Santo Domingo można kupić tkane przez nich maty, koce, paski, torby, laleczki i hipisowską biżuterię. Następnego dnia wyjeżdżam minibusem do San Juan Chamula - 20 minut za 7 peso. San Juan to typowa indiańska wioska. Będąc tam koniecznie trzeba odwiedzić kościół św. Jana - typowy przykład mieszania się pogańskich, indiańskich wierzeń z elementami religii katolickiej. Wewnątrz kościoła warto podpatrzeć wiernych klęczących na posadzce, wyłożonej sosnowym igliwiem, pośród dymu z lampek i kadzideł, modlących się przed butelkami... coca-coli. Mieszkańcy Chamuli uważają, iż coca-cola powoduje wymioty i pomaga w związku z tym wypędzić złe duchy. Majowie palą setki świec w oparach kopalu, ofiarnego kadzidła, intonując pieśni i modlitwy. Piją też coca-colę, która ma wygonić z ciała złe duchy. Przy ścianach stały naturalnej wielkości figury Świętych. Na figurach umieszczono małe lusterka, który zapewniały modlącym się Indianom kontakt ze Świętymi. Szczególnie zaskoczył mnie główny ołtarz. W centralnym miejscu stała figura Jana Chrzciciela, patrona miejscowości. Nie było tam monstrancji, ani Ukrzyżowanego Chrystusa. Dowiedzieliśmy się, że w kościele nie ma księży. Tylko wierni opiekują się przybytkiem Boga. Katolicki ksiądz z San Cristobal de Las Casas jest zapraszany do kościoła na chrzciny nowonarodzonych dzieci i na tym jego udział w życiu duchowym Indian się kończy. W San Juan Chamula nie są odprawiane mszę, Indianie bez udziału kapłanów modlą się do Boga i Świętych w języku Tzotzil. Curanderos czyli znachorzy, leczą chorych, nacierając ich żółtkiem z jaj, po czym zarzynają koguta, który „zebrał" na siebie ich dolegliwości. W obydwu wsiach hucznie obchodzi się święto 5-ciu zgubionych dni z dawnego kalendarza Majów. Uważa się je za pechowe, niejako wyjęte z kalendarza, który miał tylko 360 dni. Obchody przypadają na okres karnawału i nawiązują do ceremonii mających na celu zyskanie przychylności bogów i odpędzenie złych mocy. Na południowy wschód od San Cristobal de las Casas, w dżungli Lacandon kryje się mało znane i trudno dostępne miasto starożytnych Majów - Bonampak. Kompleks jest wciąż mało znany. Samochody i autokary tu nie docierają - pozostaje awionetka bądź łódź, którą z Frontera Corozal płynie się 20 km rzeką Usumacinta wzdłuż brzegu Gwatemali. Budowle wynurzają się nagle spośród 50-metrowych drzew ceiba. Wiedzie do nich wykarczowana ścieżka, na której łatwo się potknąć o wystające korzenie. Największa, kilkunastometrowa nie ma nawet nazwy – po prostu Świątynia 33. Turystów można liczyć na sztuki a z daleka słychać pohukiwania małp. W okolicy mieszkają Indianie Lacandón. Spośród 100 mln mieszkańców Meksyku ok. 7 mln stanowią członkowie kilkudziesięciu indiańskich plemion. Chłopcy mają długie do pasa czarne włosy i białe sukienki do ziemi. Bo mężczyźni Lacandón zawsze noszą białe szaty, a kobiety - sukienki w różnych kolorach, w zależności od wieku i stanu cywilnego. 8-kilometrowa wyprawa w głąb tropikalnego lasu zawiedzie nas na centralny plac Gran Plaza, nad którym wznoszą się dobrze zachowane budynki Akropolis i stele. Bonampak oznacza malowane mury i jest to jedyne z miast Majów, w którym zachowały się wspaniale freski z VIII w., czyli okresu rozkwitu ich cywilizacji. Przedstawiają scenki z panowania Chaan - Muana II: narodziny jego syna, bitwę, tortury i ofiarowanie jeńców. A ponadto rytualny taniec i ceremonię upuszczania krwi. Bonampak odkryto zaledwie 60 lat temu w niejasnych okolicznościach. Jego tajemnicę wyjawił białym podróżnikom Indianin Lacandon z plemienia Hach Wmik - Prawdziwych Ludzi. Możemy zamieszkać w ich wiosce Lacanya Chansayab otoczonej tropikalnym lasem. Obok znajduje się dobrze utrzymany kilkukilometrowy szlak w głąb dżungli, laguna, kaskady i ukryte w gąszczu ruiny mało znanego miasta Majów Lacanya. Świątynie i piramidy otoczone są tu gęstym tropikalnym lasem. W świątyni Inskrypcji, postawionej na szczycie piramidy, można wejść stromymi schodami do odkrytej w 1949 krypty, w której w ważącym pięć ton sarkofagu spoczywał Pascal -jeden z władców Palenque. W kościele odprawiane są obrzędy lecznicze z udziałem szamanów. Rodzina z chorym członkiem i szamanem przychodzi do kościoła. Szaman bada puls chorego i na tej podstawie stawia pierwszą diagnozę. Następnie za pośrednictwem kurzych jaj, kurczaków itp. szuka głębszych, duchowych przyczyn niedomagań. Miejscowi wierzą, że każda choroba ciała ma swoją genezę w duszy. Najgorsza choroba to urok rzucony przez indiańską wiedźmę. Po postawieniu diagnozy szaman przystępuje do leczenia. Ustawia na podłodze w kościele kilka rzędów różnokolorowych świec i odprawia modły. W ten sposób leczy duszę, nakazuje również terapie ziołową - to dla ciała. Niemniej jednak najważniejsze jest uleczenie duszy. Gdy chory zostanie wyleczony cała rodzina przychodzi do kościoła i modli się za łaskę uzdrowienia. Większość Indian korzysta z pomocy szamanów i dopiero w ostateczności zwracają się do 'cywilizowanej' służby zdrowia. W religijne rytuały indiańskie na dobre wpisała się coca-cola. Picie gazowanych napojów ułatwia bekanie. A Indianie wierzą, że w ten sposób można wypędzić złe duchy. Szamani nie stronią również od picia alkoholu. Stan upojenia ułatwia kontakt z duchami. Kolejny etap tym razem do Kanionu del Sumidero. Wielki wąwóz którym przepływa rzeka Alto Grijalva.

[Rozmiar: 76216 bajtów]


Rzeka przebija się tu przez strome wapienne góry, zwężając się miejscami do kilkunastu metrów; ściany wąwozu osiągają w niektórych miejscach wysokość 1300 m. W kanionie żyje wiele zwierząt; występują tu krokodyle i jaszczurki, liczne sępy i pelikany. Przejazd łodzią przez kanion pozostawia po sobie niezatarte wrażenia. Sympatyczne jest także samo miasteczko Chiapa de Corzo, stanowiące punkt wypadowy do kanionu Sumidero; życie biegnie tu leniwie w cieniu kolonialnej przeszłości. Został niemal całkowicie zalany po spiętrzeniu wód Grijalvy tamą. 2-godzinna przejażdżka łodzią prowadzi do miejsca, gdzie skały i porosty ułożyły się w kształt bożonarodzeniowej choinki. Tak zresztą wszyscy je nazywają. Dla mieszkańców Stanu Chiapas kanion ma szczególne znaczenie. W okresie podboju przez Hiszpanów miejscowi Indianie nie mogąc sprostać potędze konkwistadorów woleli popełnić samobójstwo niż poddać się Hiszpanom. Skoczyli oni ze szczytu skał do rzeki. Poza tym kanion jest symbolem stanu. Meksyk to nie tylko zabytki. Tutejsze kurorty oszołamiają turystów. Chyba najbardziej znanym jest Acapulco, położone nad Pacyfikiem. Zatokę Acapulco otaczają 23 plaże. Przez większą część roku świeci tu słońce, a leciutka bryza powoduje, że klimat jest umiarkowany. Na turystów czekają niezliczone atrakcje: ślizgacze, pływające banany, narty wodne i loty na spadochronach, ciągniętych przez motorówkę. W ostatnich latach z Acapulco konkurują inne kurorty, choćby Cancun, położony na Jukatanie. Miasto powstało na mierzei. Z jednej strony jest laguna, z drugiej Morze Karaibskie i Zatoka Meksykańska. Woda ma lazurowy kolor, a piasek jest olśniewająco biały. Niesamowite jest to, że piasek w Cancun nie parzy. Trudno uwierzyć, ale nawet przy temperaturze przekraczającej 40 stopni można po nim chodzić gołymi stopami - to z powodu specyficznego składu chemicznego. Meksykańskie kurorty żyją praktycznie do białego rana . W niezliczonych restauracjach można spróbować miejscowej kuchni. Popularną przekąską są placki kukurydziane tortillas z sosem salsa, zazwyczaj bardzo pikantnym. Osoby nie przyzwyczajone powinny go raczej unikać. Koniecznie trzeba spróbować „ceviche de pescado", surowej ryby moczonej w soku z podobnych do cytryny zielonych limonek. [Rozmiar: 37092 bajtów] Meksyk to także prawdziwy raj dla miłośników owoców morza, które są tu stosunkowo tanie. Wędrując po Meksyku, mijając biedne meksykańskie wioski nie spodziewałem się, że kilka kilometrów za ostatnią z nich, w samym środku dżungli, odnajdę miasto, które kiedyś było jednym z największych jukatańskich ośrodków Majów. Dziś pozostały po nim jedynie mocno zaniedbane ruiny, wokół których jednak na pewno warto pospacerować. Jest to Coba, typowe miasto Majów pełniło rolę ośrodka ceremonialnego, politycznego i targowego dla otaczających go rolniczych osad. Życie religijne skupiało się na placach otoczonych przez wysokie piramidy - świątynie i niższe budynki, tworzące zespoły “pałacowe” z labiryntem komnat. Stele i ołtarze zdobiono rzeźbieniami przedstawiającymi daty, opowieści oraz kunsztownie wykonane figury ludzi i bogów. Od placów odchodziły kamienne drogi na groblach, nazywane sacbeob a najdłuższa z sacbeob prowadzi od podnóża jednej z piramid do odległego o 100 km Yaxuna. Prawdopodobnie zbudowane i wykorzystywane w celach obrzędowych. Policzono, że przez miasto przechodziło około 40 takich dróg, które było częścią olbrzymiej astronomicznej maszyny czasu widocznej w każdym mieście Majów. Pośród gęstwiny wysokich drzew, po przejściu kilkudziesięciu metrów wyrosną przed nami wysokie piramidy, stele i inne budowle. Wszystkie otoczone bogatą roślinnością, która wdziera się na mury i schody. W niektórych miejscach korzenie i pnie potężnych drzew rozsadzają kamienie i wyrastają w szczelinach. Policzono, że przez miasto przechodziło około 40 takich dróg, które było częścią olbrzymiej astronomicznej maszyny czasu widocznej w każdym mieście Majów. [Rozmiar: 59774 bajtów] Trafiam do pierwszego kompleksu zwanego Templo de las Iglesias (Świątynia Kościołów), która jest najwybitniejszą budowlą Coby. Zespół Malowideł to budowle, na ścianach których wyraźnie, mimo upływu lat i braku konserwacji, widać ślady pisma obrazkowego i fresków nad drzwiami. Wielowiekowe tynki zmieniły barwy, ale oczami wyobraźni można zobaczyć, jak wielką wagę Majowie przywiązywali do kolorów nie tylko swoich szat ale i budowli. Piramida, której szczyt prawie sięgał nieba. To Nohoch Mul - Wielka Piramida - najwyższa z budowli Majów na całym Jukatanie. Licząca 42 metry wysokości robi na oglądających niesamowite wrażenie. Jest bardzo podobna do piramid, które widziałam w gwatemalskim Tikalu, niestety, jej stan jest o wiele gorszy. Mimo, że wyglądała, jakby w każdej chwili miała się rozlecieć, kusiła, by wspiąć się na jej wierzchołek. Pokusa obejrzenia Coby w całej okazałości wygrała z lękiem wysokości i strachem przed pokonaniem stromych schodów. Gdy stanąłem na szczycie, zaniemówiłem nie tylko ze względu na zadyszkę. Wokół roztaczał się niesamowity widok. Morze dżungli, z którego jak wysepki wyrastały wiekowe budowle. Nie spodziewałem się, że jest ich aż tyle. Niedaleko błyszczące tafle jezior, a wszystko skąpane w promieniach słonecznych. Bajka! Zachwyt zachwytem, gdy jednak spojrzałem w dół na plac tuż przed piramidą, na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Sto dwadzieścia schodów, po których bez trudu weszłem, jawiło mi się teraz jako prawie pionowa ściana. W pierwszej chwili pomyślałem, że zostanę już na górze na zawsze, potem musiałem przezwyciężyć swą słabość i stopień po stopniu, powolutku zejść. To samo przeżyłem w Tikalu, tam jednak schody były odnowione. Tu ich nierówności i niewielka powierzchnia napawały nie tylko mnie ogromnym strachem. Już na dole musiałam posiedzieć dobrą chwilę na ławce, by opanować drżenie nóg. Czekała mnie przecież jeszcze długa droga powrotna do bramy. Teren, który zamieszkiwali również Majowie. Powstało wcześniej niż Chichen Itza, a najlepszy jej okres przypadał na lata 600 n.e. do 900 n.e. Zajmowała wtedy powierzchnię 50 km kwadratowych, na której żyło około 40 tysięcy osób. Największą zagadką dla archeologów jest podobieństwo Coby do odległego o kilkaset kilometrów Tikalu znajdującego się w Gwatemali, a nie do położonych na Jukatanie innych miast Majów. Być może te dwa odległe ośrodki połączyło małżeństwo ich władców. Przekonują o tym umieszczone na stelach postacie dumnych kobiet z Tikalu trzymających w rękach rytualne laski i stojących na jeńcach. Te władczynie Tikalu po zawarciu małżeństw zapewne przywiozły z sobą rodzimych architektów i artystów. Inną nie rozwiązana tajemnicą jest istniejąca w tym regionie gęsta sieć brukowanych kamiennych dróg, których centrum stanowi właśnie Coba. W meksykańskim tyglu znajdziemy starożytne cywilizacje Olmeków, Majów, Zapoteków i Mixteków, Ale prócz piramid i zaginionych w dżungli miast czekają tam na nas cuda natury - łańcuchy górskie i kaniony, tropikalne lasy i pustynie, wulkany i równiny na obszarze niemal 2 mln km2. Meksyk jest wielkim krajem o wielu obliczach. Różnorodność krajobrazów i ludzi sprawia, że na jego poznanie należy rzeczywiście poświęcić odpowiedni czas. Terytorium Meksyku było świadkiem rozkwitu i upadku wielu kultur, wśród których najbardziej znane to Majowie i Aztekowie. Pomimo strasznej konkwisty i wykorzystywania przez Hiszpanów wykształcił się bardzo żywotny naród, który kocha zabawę i jedzenie, żyje barwnie, choć w wielu miejscach biednie. [Rozmiar: 47933 bajtów] Meksykanie nie zapominają o swoich korzeniach - stare zwyczaje obecne są prawie na każdym kroku. Wędrówka przez Meksyk to ciągłe spotkania z materialnymi śladami świata dawnych mieszkańców tych ziem: Azteków, Majów, Tolteków, Olmeków, Zapoteków. Hiszpanie z premedytacją niszczyli świadectwa ich kultury, ale to, co pozostało, zapiera dech w piersiach. Niezwykłe budowle stoją na szczytach gór lub w gęstej dżungli, porażając swoją potęgą i magią. Każda wciąż kryje wiele tajemnic. Egipskie piramidy są wspaniale. Ale mają jedną wadę – można tylko oglądać ich wyniosłość, a co najwyżej w niektórych przeczołgać się korytarzami. Jeśli ktoś ma ochotę na bliższy kontakt z piramidami, niech wybierze się do Meksyku. Tu nie tylko widać, tu również czuć. Głównie w nogach, bo na piramidy można się wspinać. Magia Meksyku zachwyci zarówno miłośników leniwego wypoczynku nad turkusowym morzem, jak i osoby zainteresowane jego bogata kulturą i historią. Malownicze kolonialne miasta, indiańskie wioski, kolorowe targi i tajemnicze piramidy są niemymi świadkami wielowiekowej historii. [Rozmiar: 26067 bajtów] Przybycie hiszpańskich konkwistadorów w początkach XVI wieku położyło kres wysoko rozwiniętym kulturom Majów i Meksyków rozpoczynając w dziejach Meksyku okres kolonialny. Pomimo postępującej tu od tego czasu chrystianizacji życie wielu indiańskich rolników jest podobne do życia ich przodków. Chaty kryte są w taki sam sposób jak przed wiekami - palmowymi liśćmi i trawą. Panuje tu bardzo wyraźny kult ziemi - matki żywicielki. Majowie żyją bardzo skromnie w wielopokoleniowych rodzinach, a w wielu wioskach do dziś przetrwały pradawne rytuały i poetyckie modlitwy o deszcz i urodzaj. Aby zyskać przychylność poszczególnych żywiołów kapłani składają ofiary przy źródłach i w jaskiniach a podczas zbiorów pierwsze plony poświęcają leśnym bożkom. Jest to szczególny rodzaj podziękowania za otrzymana ziemie. Wbrew temu co słyszałem przed wjazdem nikt mi nic nie ukradł, nie napadł i nie oszukał ani razu. Meksykanie - tacy jakimi ich poznałem są bardzo wesołymi, serdecznymi i spokojnymi ludźmi. Wszyscy z którymi miałem bezpośredni kontakt zrobili na mnie jak najlepsze wrażenie. Chętnie udzielali odpowiedzi, każdy na swój sposób - ale co najważniejsze zawsze był z nich właściwy pożytek. Nawet ci, którzy powinni teoretycznie być natrętni tj. handlarze sprzedający pamiątki na poszczególnych stanowiskach archeologicznych byli bardzo uprzejmi i pomocni i nie wciskali mi do kieszeni swoich towarów. Można było też wiele ciekawych informacji od nich uzyskać na tematy, o których nie wspominały przewodniki. Nie doświadczyłem od miejscowych żadnych przykrości, nikt na mnie nie patrzył wilkiem i nic nie zginęło. Wszędzie poza jedną dzielnicą w Mexico City czułem się bezpiecznie. Zauważyłem, że Meksykanie lubią się dużo bawić, a zwłaszcza tańczyć. W większości miast, w których byłem, wieczorem na głównym rynku tzw. zocalo organizowane są prawie co wieczór uliczne zabawy; polecam zwłaszcza Merida i Veracruz, gdzie przy swojskich rytmach na zamkniętych wokół rynku ulicach dla ruch pojazdów - miejscowi - najzwyczajniej tańczą wszyscy w parach, wykonując podobne ruchy. Godne pozazdroszczenia, tym bardziej, że nie nadużywają alkoholu, a po zakończeniu imprezy wszyscy zarówno młodzi i starzy grzecznie rozchodzą się do domów lub sympatycznych knajpek znajdujących się wokół zocalo. A jak jest w knajpkach? Cudowna atmosfera i dużo śmiejących się twarzy nawet tych nieznajomych. Dosyć droga jest żywność, zwłaszcza woda pitna. Popularna kranówa – poza wyraźnie zaznaczoną - nie nadaje się nawet do mycia zębów. W lepszych hotelach do tego celu służy woda ze specjalnego kranu, częściej przeznaczona dla gości w tym celu jest specjalnie dezynfekowana woda w butelkach. Można ją również pić, ale jest niesmaczna. Wodę stołową lub mineralną butelkowaną do picia najlepiej kupować w supermarketach. W hotelach czy na plażach jest kilkakrotnie droższa, około dolara za 1 – 1,5 litra, ale niekiedy tyle samo trzeba zapłacić za 0,5 l. Wszelkie napoje w hotelach i restauracjach są kilkakrotnie droższe niż w sklepach. Są one na ogół dobrze zaopatrzone, w większych miejscowościach trafić można na atrakcyjne obniżki cen artykułów przemysłowych, zwłaszcza odzieży i obuwia. Ze sprzedawcami pamiątek należy targować się, można bowiem „zejść” z ceną nawet do połowy pierwotnej, lub jeszcze niżej. Za niezbyt wygórowane uważa się ceny z upustem w granicach 20 - 30%. W większości sklepów można kupić wszystko co nam jest potrzebne na co dzień. Jakość nie jest najlepsza, ale nie po to tu przyjeżdżamy. Jedzenie jest wszędzie, wysokoprocentowy alkohol lepiej kupić na lotnisku w kraju - jest bardzo ważny zwłaszcza w ciągu pierwszych dni, kiedy powinniśmy spodziewać się drobnych dolegliwości żołądkowych. Napoje radzę kupować najlepiej kapslowane. Pamiątki są prawie wszędzie, jednak lepiej kupować bezpośrednio od pojedynczych handlarzy poruszających się bezpośrednio na terenie stanowisk archeologicznych - bardzo często jest to zakup z pierwszej ręki i można sporo utargować (50-70%). Najlepsze pamiątki są wykonywane z kamienia przez Indian i od nich można też kupić najtaniej, lecz okazji takich jest dosyć niewiele w okolicach miasta Oaxaca, Puebla i Chiapas. Najlepszym sposobem zwiedzania Meksyku (poza stolicą) jest poruszanie się samochodem. Na całej trasie korzystałem zatem z wynajętego w Mexico City prywatnego pojazdu, zatem wszędzie udało nam się dotrzeć wg. założonego planu i bez najmniejszych problemów. Wprawdzie jeden raz natrafiłem na drodze blokadę zorganizowaną przez protestujących rolników i nie było nadziei na szybkie rozwiązanie problemu miejscowych, wobec tego postanowiłem - tak jak większość, zjechać z głównej drogi i poprzez pola (jak na Rajdzie Safari w tumanach pyłu) dotrzeć z niewielkim opóźnieniem do celu. Raz postanowiłem skorzystać z miejscowego PKS-u. Choć temperatura sięgała 30oC, uciążliwego na ulicy gorąca nie odczuwaliśmy wewnątrz pojazdu, bo jechał dosyć szybko, a dynamicznie działająca wentylacja grawitacyjna, działająca dzięki wszystkim otwartym oknom schładzała dokładnie nasze głowy. Bardzo często na drodze wojsko przeprowadziło dość szczegółowe kontrole pojazdu. Im bliżej Gwatemali tym częściej. Przez Meksyk przebiegają szlaki, którymi przerzuca się narkotyki do USA, stąd nie należy się irytować, a tym bardziej denerwować, żołnierze są bardzo sympatyczni, jeśli nie mamy oczywiście czegoś "uzależniającego" na sumieniu. Generalnie po Meksyku można przemieszczać się na dalszych trasach (między stolicami poszczególnych stanów) ekspresowymi autobusami (klimatyzowane) lub na krótszych odcinkach między mniejszymi miastami autobusami tzw. podmiejskimi, nieco mało komfortowymi - podróżowanie tymi ostatnimi wymaga cierpliwości, bo podróże trwają bardzo, bardzo długo. Dosyć tanie autobusy pozwalały na lepsze dotarcie to miejsc które chciałem zwiedzić, natomiast koleje mają niestety ograniczone trasy ze względu na konfigurację terenów. Ceny taksówek zbliżone do polskich. Np. półgodzinny przejazd z lotniska do centrum Mexico City kosztuje ok. 10 $. Ze względów bezpieczeństwa taksówki należy zamawiać w specjalnym stanowisku w porcie lotniczym, zaś w mieście przez radio – taxi. W stolicy jest sprawnie działające metro, mniej zalecane cudzoziemcom są autobusy miejskie. Dosyć powszechnie honorowane są karty kredytowe, nie ma też większych problemów z podejmowaniem gotówki z bankomatów. Meksykańskie jedzonko jest po prosty wyśmienite. Gdziekolwiek bym nie jadł było smaczne, no może poza jednym miejscem w górach, gdzie zatrzymałem się na chwilę i zachciało mi się czegoś podobnego do polskiej kuchni, zamówiłem zatem rosół, którego smak nie był wymarzony a i samopoczucie po nim pozostawiała wiele do życzenia. Potem już było tylko lepiej. Kuchnia meksykańska łączy elementy kuchni hiszpańskiej i prekolumbijskiej, a ostatnio uległa również wpływom azjatyckim i europejskim. Podaje się tutaj niezwykle dużo owoców - chyba najlepiej smakowały nam świeżo obrane ananasy, które mieliśmy wraz z melonem i innymi codziennie na śniadanie. Potrawy oryginalnej kuchni meksykańskiej są dość pikantne, głównie dzięki dodatkowi chili. Miejscem gdzie najtaniej można skosztować meksykańskich potraw są małe rodzinne bary, gdzie przy okazji można podpatrzeć jak przyrządza się prawdziwą tortillę, enchiladas lub tacosy. Choć bary te, na pierwszy rzut oka wyglądają, jakby miały swoje najlepsze lata za sobą, to jednak jest w nich przyjemny, charakterystyczny dla Meksyku klimat - a jedzenie pierwszorzędne - choć niejednokrotnie przygotowywane w bardzo prymitywnych warunkach w obecności gości. Tak jest poza wielkimi miastami, choć i tu można znaleźć również i takie miejsca, bo i Meksykanie nie należą do zamożnych tego świata, wobec tego większość z nich nie zwraca szczególnej uwagi na kategorię lokalu, ale oczywiście na cenę. Ci, którzy mają trochę więcej pieniędzy do wydania, z powodzeniem mogą się stołować w restauracjach i jest ich równie dużo.

[Rozmiar: 55234 bajtów]

Trasa wyprawy przez Meksyk

Są one na kieszeń każdego Europejczyka, który zdecydował się przyjechać do Meksyku. Tutaj też, jeśli komuś kuchnia meksykańska nie odpowiada, może zamówić prawie każdy rodzaj mięsa, które w zestawie z ryżem lub makaronem stworzy niezłą polsko podobną potrawę - w sumie każdy znajdzie coś dla siebie. Ponieważ Meksykanie nie uznają stałych godzin posiłków ulice zawsze są pełne sprzedawców żywności. Już rano nawet na ulicach stolicy można zamówić gorące śniadanko prosto do ręki. Przyglądałem się jak robili to robotnicy wracający zapewne z nocnej zmiany, jak i elegancko ubrani zamożniejsi tego miasta, podążający do swoich biur. Wszechobecne jest w Meksyku piwo, które rzeczywiście jest zawsze schłodzone i zapewne smaczne. Popularna Corona była O.K., ale i piwo Negra Modelo sprzedawane w małych beczułkowatych buteleczkach tez miało swoich zwolenników. Meksyk jest wielkim krajem o wielu obliczach. Różnorodność krajobrazów i ludzi sprawia, że na jego poznanie należy rzeczywiście poświęcić osobny czas bez powiązania z innymi krajami. Terytorium Meksyku było świadkiem rozkwitu i upadku wielu kultur, wśród których najbardziej znane to Majowie i Aztekowie. Pomimo strasznej konkwisty i wykorzystywania przez Hiszpanów wykształcił się bardzo żywotny naród, który kocha zabawę i jedzenie, żyje barwnie, choć w wielu miejscach biednie. Meksykanie nie zapominają o swoich korzeniach a stare zwyczaje obecne są prawie na każdym kroku.





















Copyright © 2007-2019 Zygmunt