|
Nepal
Siedząc w samolocie lecącym do Kathmandu zauważyłem, że trasa przelotu jest specjalnie dobrana tak, by móc zobaczyć szczyty najwyższych gór świata. Jest to prawdopodobnie wkalkulowane w cenę biletu, zwłaszcza że prędkość lotu nie jest taka rewelacyjna. Pozwoliło mi to na dokładne obejrzenie całej panoramy szczytów górskich z lotu ptaka. Po kolei mijamy szczyty: Kanchenjunga (8598 m.n.p.m.), Makalu (8463 m.n.p.m.), Lhotse ( 8516 m.n.p.m.), Mont Everest ( 8849 m.n.p.m.), by potem obrać kurs już bezpośrednio na stolicę Nepalu. Pierwsze wrażenie w obcym kraju pozostaje najdłużej w pamięci. Kontrasty pomiędzy soczystą zielenią w dolinach i bielą zajmującą cały horyzont łańcuchu szczytów himalajskich są tak wielkie, że chwilami odczuwam, iż obraz staje się nierealny. Również wieczorem, gdy zachodzące słońce zmienia biel gór na kolor pomarańczowo-czerwony to wówczas pasmo światła przypomina wielkie teatralne dekoracje.
Nepal - Mont Everest i Lhotse
Kraj ten zajmuje środkową część wiecznie ośnieżonych Himalajów i tarasowo schodzące aż po żyzne doliny z tropikalną roślinnością ich zbocza. Jest to bez wątpienia jeden z najbiedniejszych krajów świata (pobodnie jak Boliwia), który jeszcze do nie tak dawnych lat wstecznych był całkowicie odcięty od cywilizacji.
W historii Nepalu znamiennym wydarzeniem było przyjście na świat w 563 roku przed naszą erą Gautama Buddy– przyszłego założyciela religii, która w krótkim czasie rozprzestrzeniła się na całym subkontynencie. Dzisiaj dominuje tutaj hinduizm - religia która zawładnęła tym Królestwem w XII wieku. Większość Nepalczyków żyje jednak na południu kraju w szerokiej Dolinie Kathmandu. Po wyjściu z lotniska, naganiacze proponują przejazd taksówką. Postanowiłem skorzystać z miejskiego autobusu, aby dotrzeć do Thamelu - dzielnicy pełnej hotelików dla turystów. Minęliśmy posterunki wojskowe stojące na drodze do lotniska i stanęliśmy na przystanku autobusowym.
Po chwili jednak dotarło do mojej świadomości, że nie muszę niczym jechać i mogę spokojnie iść. W odróżnieniu od miast indyjskich, w Kathmandu nie ciągnął się za człowiekiem wianuszek rikszarzy, nie podjeżdżali co chwilę auto rikszarze. Nikt specjalnie mnie nie nagabywał i nie oferował przewodnictwa czy okazjonalnych zakupów. W końcu rozkoszując się nowymi widokami i lżejszym powietrzem ( +25 0 C na wysokości 1300 m n.p.m.) - ruszyłem przez całe Kathmandu w poszukiwaniu kantoru i noclegu. Nepal jest królestwem i jednym z najbiedniejszych państw na świecie. Nie zdziwiła mnie więc słona opłata za wizę: 30 USD. W Thamelu, dzielnicy gdzie koncentrują się hotele i sklepy dla zagranicznych turystów, poczułem się jak w Europie. Ilość zagranicznych turystów mówiących po angielsku, wręcz mnie przytłoczyła. Na ulicach i w sklepach, w kawiarniach internetowych i placach - wszędzie turyści. Wybrałem niewielki hotelik w którym mieszkali Nepalczycy przybyli do stolicy w poszukiwaniu pracy więc na pewno nie należał do drogich. Okres, w którym byłem w Nepalu jest bardzo ważny dla Nepalczyków i niezwykle atrakcyjny dla turystów. Przełom września i października to czas najważniejszego święta - Dasain zwane też Durga Pudźa. To upamiętnienie zwycięstwa bogini Durgi nad siłami zła. W pierwszych dniach we wsiach stawia się huśtawki, w domach sieje się ziarno jęczmienia. Kiełkujący w czasie świąt jęczmień wróży domowi pomyślność. Składany jest pod koniec świąt przed wejściem do domu.
W kulminacyjnych dwóch dniach obchodów nawet przedstawicielstwa linii lotniczych, sklepy i restauracje obsługujące turystów w Thamelu są zamknięte. Wtedy to w ofierze zabijanych jest w całym państwie tysiące zwierząt i to głównie kóz, a ich krwią spryskuje się pojazdy - głównie koła, aby zapewnić pomyślność i bezpieczeństwo podróżnych przez cały rok. Wszystkie samochody jeżdżą później ozdobione wstążkami i czerwonymi plamami na kołach. Tego dnia głównym daniem wielu wieczerzy są pieczone koźlęta. Wszyscy Nepalczycy, a szczególnie dzieci, pod koniec świąt umieszczają na czole znak "tika" i mają też często wplecione we włosy młode pędy jęczmienia co dopełnia kolorytu świąt. Nie ma tu wieżowców, szerokich alei, wielkich centrów handlowych. Można za to zanurzyć się w atmosferę miasta tętniącego własnym życiem i poznać bliżej zwyczaje jego mieszkańców. Życie religijne toczy się w wielu punktach miasta, przy licznych hinduistycznych małych świątyniach i buddyjskich stupach rozsianych na wielu placach i ulicach.
Przy placu centralnym stoi także pałac żywej bogini - Kumari, z pięknie zdobionymi drewnianymi oknami i drzwiami. Dużą część placu zajmują liczne stragany z pamiątkami i wyrobami miejscowego rzemiosła.
Atmosferę Kathmandu tworzą też pełne energii dzieci, które w każdej niemal uliczce, podwórku czy tarasie puszczają wesoło kolorowe latawce, a setki tych, które zaplątały się w kable i druty wisi smutno płowiejąc na słońcu. W mieście jest wiele sklepów obleganych przez młodych chłopców przymierzających się do kupna różnorodnych linek i materiałów do sklejania samych latawców. Godzinami można spoglądać w niebo śledząc lot latawców, ale dużo większą atrakcją było dla mnie oglądanie dzieci z pełnym zaangażowaniem puszczających latawce. Chciałem wysłać pocztówki, lecz niestety, trwające niemal bez przerwy święta opóźniły ich wysłanie. Urzędy pocztowe również były zamknięte. Po chwili kluczenia w kompleksie budynków pocztowych, minąłem żołnierza pełniącego straż przy głównej bramie i stanąłem twarzą w twarz z kobietą, która na chodniku miała ustawione pudła z bardzo dużym wyborem wszystkiego, co może być potrzebne na poczcie.
Papier, długopisy, koperty, klej - co tylko dusza zapragnie. Kupiłem koperty i od razu poprosiłem o ostemplowanie listów w mojej obecności. Przez następne dni zwiedzając stolicę, przeżyłem egzotyczną przygodę wśród pałaców świątyń. Przed Królewski Pałacem stoją na warcie Gurkhowie – najwaleczniejsi żołnierze na świecie. Oprócz wspaniałych posągów Buddy oraz buddyjskich i hinduskich świątyń, ogromne wrażenie robią architektoniczne świadectwa światłości dynastii Rama, której założyciel postanowili stworzyć budowle doskonalsze od europejskich pałaców. Szczytem rozmachów jest Singla Barbar, który jest osiem razy większy od Wersalu o niewyobrażalnej liczbie 1700 sal i 17 dziedzińców. Dla ciekawości dodam, że większość mebli sprowadzono również z europejskich pracowni i przetransportowano karawanami przez góry.
Zwiedzając Durban Square oraz charakterystyczna budowlę Stupa Swatambunth czyli Małpią Świątynię, odniosłem wrażenie że jestem w skansenie zabytkowych budowli gdzie można spotkać wędrowca z prowincji. Być może nie na tysiące ale na pewno na setki szacuje się liczbę bóstw, które zamieszkuje ten pełen osobliwości kraj. Obfitość istot nadprzyrodzonych, którym trzeba oddawać cześć ma poważne konsekwencje dla systemu pracy; że w ciągu tygodnia tak wiele pór dnia uchodzi za niesprzyjające do wysiłku iż pełną aktywność Nepalczycy mogą rozwijać jedynie we wtorki i czwartki.
Do tego dochodzą jeszcze kuriozalne ograniczenia związane z systemem kastowym. Członkowie wyższych kast nie mogą spożywać posiłków na zewnątrz w obawie przed nieczystymi spojrzeniami ludzi niższego rzędu. Będąc w gościnie nie wolno wchodzić do kuchni, jak również należy unikać brania pożywienia lewą ręką.
Oczy wiekuistego z największej buddyjskiej stupy królują nie tylko nad Katmandu. Tu w świecie gór i medytacji niemal wszystko przesiąknięte jest modlitwą, a ślady JEGO obecności znaleźć można dosłownie wszędzie. Kiedy wybrałem się do Królewskiego Parku narodowego Chitawan , to zobaczyłem wielki obraz tropikalnej dżungli, której zwiedzanie odbywało się na grzbiecie słonia natomiast wejście nie jest trudne, ponieważ słoń pociągnięty za uszy posłusznie opuszcza trąbę która służy jako schodek.
Ten sposób zwiedzania daje gwarancje bezpieczeństwa, ponieważ unika się w ten sposób bezpośredniego spotkania np. nosorożca, tygrysa bengalskiego, pantery, niedźwiedzia. Nepalczycy posługują się kalendarzem ułożonym przez hinduskiego króla Bikrama Sambata, który rozpoczął swoje panowanie 57 lat przed Narodzeniem Chrystusa i uznał wtenczas że jest to świetny moment do rozpoczęcia liczenia czasu, dzięki temu w Nepalu ten sam dzień jest całkiem inny niż w Europie. Ale jeszcze większą ciekawością jest również fakt że wszystkie daty według tego kalendarza są wpisywane do dokumentów obywateli Nepalu jak również w wizach i zezwoleniach turystycznych, którzy muszą się przyzwyczaić również do tego że doba dzieli się na 60 godzin z których każda dzieli się na 24 minuty.
Nepal to istna Arka Noego w zakresie bogactwa kultury, religii, flory i fauny gdzie np. samych gatunków kwiatów jest kilka tysięcy. Kiedy wieczorem wróciłem do Katmandu i odbyłem ostatni spacer po tym zabytkowym mieście zdając sobie sprawę, że to co zobaczyłem pozostanie zawsze w mojej pamięci. Będzie moim wewnętrznym bogactwem, którego wcześniej nie miałem możliwości poznania a tym samym wzbogacić mój sposób myślenia i spojrzenia na dalsze swoje życie. Drugim królewskim miastem w Dolinie Kathmandu jest odległy tylko o 5 km od stolicy Patan. Główny plac Patanu stanowi niezwykłe zgromadzenie licznych świątyń; występują tu zarówno drewniane świątynie w kształcie pagody, jak i kamienne typu sikhara. Jedną z części placu wypełnia duży pałac królewski z kilkoma dziedzińcami, piękną drewnianą architekturą i bogatym w roślinność ogrodem. Kilka ciekawych zabytków znajduje się poza placem centralnym w różnych częściach miasta. Do najbardziej interesujących należą pochodząca z XII wieku buddyjska świątynia z klasztorem zwana Złotą Świątynią, następnie niewiele młodsza bo zbudowana w XIV wieku pięciostopniowa pagoda Kumbeshwar oraz zbudowana w typie sikhara świątynia 1000 Buddów, wzniesiona dopiero w II połowie XVI wieku. Na drugi dzień udawałem się jedną z najgłębszych takich dolin wzdłuż rzeki Kali Gandaki, wrzynajacej się pomiędzy masywy Annapurny i Dhaulagiri blisko 5,5 km głębokości doliną stanowiacą prastary szlak handlowy do buddyjskiego Królestwa Lo zwanego Monthang i dalej do Tybetu. Prastare Królestwo LO leży na północ od stolicy kraju. Najpierw dojechałem do Pokhara by potem już lokalnym środkiem dostać się na tereny Królestwa LO. Swoje znaczenie i potęgę budowało i systematycznie rozwijało dzięki kontrolowaniu szlaków handlowych prowadzącego wzdłuż rzeki Kali Gandaki. Transportowano tędy sól tybetańską wydobywaną ze słonych jezior na północ od rzeki Cangpo. Wymieniano ją na przywożone z żyznych dolin południa zboże i ryż. Handlowano również wełną jaków i minerałami występującymi obficie na Wyżynie Tybetańskiej a także Królestwo LO zwane Monthagiem.
Opłaty pobierane od karawan wędrowały do Tybety jak również wielkie dochody uzyskiwane z pośredeczenia w wymianie handlowej zapewniały dobrobyt Krolestwa LO i całemu jego społeczeństwu. Szlachetni urodzeni notable pełniący opiekunów klasztorów mogli utrzymywać dzięki wpływom finansowym wspaniałe świątynie. Podążam dalej drogą na północ coraz wyżej i głębiej w całkiem inny świat ku: Lo Monthangowi, miastu fortecy wzniesionemu w dolinie na wysokości 4000 m.n.p.m, na krawędzi Płaskowyżu Tybetańskiego. Jest to enklawa, do której w ciągu roku dochodzi zaledwie 300 osób!!, które są doświadczonymi globtroterami i do której moja skromna osoba się już teraz zalicza. Według specjalnej przepustki wydanej przez MSW Nepalu, jestem pierwszym Polakiem który przekroczyli tą granicę!. Dobry los pozwolił mi również być gościem króla LO; Jego Wysokości DŻIGME PALBARA, który przyjął mnie w swoim Pałacu. Zostało mi pokazane jego bogactwo i przedstawiono historie tego królestwa. Na koniec audiencji Król wypowiedział znamienite słowa prosząc jednocześnie aby zostały powtórzone wśród Polaków i innych narodów świata. Słowa te brzmiały: Pozdrów ode mnie swoich rodaków i inne narody świata, powiedz proszę, że starodawne Królestwo LO wciąż istnieje. Opowiedz również o LO MONTHANGU i o moich ludziach, którzy nie opuszczają swoich ojcowskich ziem i starają się być niezależnymi od władz nepalskich.
Od wschodu, północy i zachodu Królestwo to otaczają bezkresne ośnieżone wierzchołki Himalajów wśród których leży nepalska granica z dawnym Tybetem. Obecność śladów kultury i religii buddyjskiej zwiększa się z każdym przebytym metrem na północ w górę rzeki. Zaczynają być widoczne w miejscowościach Tucze oraz w Panczgaon, Baragaone i stolicy administracyjnej Dżomson.
Trawersy rolnicze na zboczach gór
Ludzie Królestwa LO zajmują się wypasaniem owiec a przy żniwach pomagają dzieci by móc szybko zebrać plony ze względu na ostry klimat. Po drodze mijam Czorteny – budowle, które reprezentują cztery żywioł: ziemią, wodę, ogień i powietrze. Meczoderten - budowla religijna, jest to symbol wiary buddyjskiej prowadzący do ostatecznego celu tj. pełnego oświecenia.
Królestwo Lo jest szczególnym miejscem do osobistych medytacji gdzie można pogłębić swoja wiedzę i rozwijać buddyjskie myśli filozoficzne. Z pomocą modlitw i przy dźwiękach instrumentów można poskromić demony odpowiedzialne za choroby – to jedno ze sprawdzonych zasad tej filozofii. Kiedy spotykałem wędrując jakiegoś mieszkańca to zawsze On zatrzymywał się pierwszy, składał swoje ręce kłaniając się w moi kierunku mówiąc: namaste. Na tym terytorium mieszka tybetańskie plemię Lobów. Klasztor Czode to miejsce inne od tych które dotychczas spotkałem. Jest miejscem szczególnej kontemplacji i pozwalające na całkowite wygłuszenie swojej psychiki, ciała i mentalności ze wszystkich naleciałości wynikających z życia w europejskiej cywilizacji. To Klasztor całkowitego oczyszczenia samego siebie pozwalając na rozpoczęcie nowego – innego sposobu pojmowania zjawisk, które są w naszym otoczeniu. Oczywiście bogatszego pojmowania tych zjawisk.
Rupie nepalskie z racji zmian w dynastii królewskiej mogą wzbudzić pewne obawy. Na banknotach tradycyjnie znajduje się profil królewski. Na różnych banknotach może znajdować się podobizna obecnego lub poprzedniego króla, ale nie zdarzyło nam się, aby banknot z poprzednim królem nie był uznany za "prawny środek płatniczy". Skoro już mowa o królu warto wspomnieć, iż od 1768 roku w Nepalu nieprzerwanie panuje dynastia Szachów, chociaż nie bez przeszkód, jako że przez ponad sto lat królowie tej dynastii jedynie panowali, a nie rządzili. Działo się to w latach 1846-1951 i nazwane zostało oligarchią Ranów, bądź dosadniej reżimem Ranów, którzy to wprowadzili rządy familijne, gdzie urząd premiera był dziedziczny. Skupiali praktycznie całą władzę w swoich rękach, sprowadzając króla do funkcji marionetki.

Skoro już mowa o królu warto wspomnieć, iż od 1768 roku w Nepalu nieprzerwanie panuje dynastia Szachów, chociaż nie bez przeszkód, jako że przez ponad sto lat królowie tej dynastii jedynie panowali, a nie rządzili. Działo się to w latach 1846-1951 i nazwane zostało oligarchią Ranów, którzy to wprowadzili rządy familijne, gdzie urząd premiera był dziedziczny. Skupiali praktycznie całą władzę w swoich rękach, sprowadzając króla do funkcji marionetki.

Klasztor Tengboche na tle Mont Everestu
Po wylądowaniu w maleńkiej Lukli i paru dniach wędrówki (przez Namche Bazar) pełnej przygód i niesamowitych wrażeń do tarłem wraz z przewodnikiem do buddyjskiego klasztoru Tengboche, z którego roztaczał się wspaniały widok na Lhotse i Mt. Everest. Klasztor Tengboche to bez wątpienia miejsce magiczne. Geniusz ludzkiego ducha oczarowany majestatem przyrody tworzył świątynie, klasztory i królestwa. Dzięki temu, dzisiejszy wędrowiec ma do odkrycia nie tylko zabytki, ale przede wszystkim harmonię. Tu też przyroda w szczególnej swojej szczodrobliwości wlewa się w świat lodowców i gór. Nepal to jeden z najbardziej niezwykłych krajów świata. Tu na stosunkowo niewielkim obszarze można spotkać wszystkie typy krajobrazów: od pokrytych dżunglą nizin Teraju aż po niebotyczne, ośnieżone szczyty Himalajów. Występuje tu również olbrzymia mieszanka plemion i bogata, hinduistyczno-buddyjska kultura. Wszystko to sprawia, że kraj ten przyciąga ludzi zafascynowanych pięknem przyrody i różnorodnością kulturową.
|
|
|